
Maria Rytel
Maj 2025 – Rozważnia różańcowe
„Albowiem ile tylko obietnic Bożych, wszystkie w Nim [Jezusie Chrystusie] są «tak»” (2 Kor 1,20). Także w Maryi wszystko było „tak”. je] fiat odwróciło „nie” Adama i Ewy, zmieniło historię świata. W miejsce rozłamu przyniosło pojednanie. Moje „tak” powiedziane Bogu również może zmienić historię: moje połamane życie zostanie scalone.
W okolicznościach narodzenia Jezusa „tak” Maryi zostaje poddane próbie nieprzewidywalności. Uciążliwa podróż, bezdomność, niespodziewani goście, ucieczka do Egiptu, życie w lęku i braku bezpieczeństwa. Kiedy wszystko układa się inaczej, niż sobie wyobrażam, właśnie pośród niepewności i przeciwności rodzi się Boży Syn. On mnie ocala, gdy już nic wokół nie zależy ode mnie.
Jaka jest moja pobożność? Maryja i Józef nie przyszli, żeby tylko wypełnić rytuał albo odprawić obrzęd. Symeon i Anna nie chodzili do świątyni z obowiązku. Łatwo popaść w rutynę, nawet nieświadomie zamienić modlitwę i liturgię na jedną ze spraw do odhaczenia z listy. Postawa otwartego serca, by „ujrzeć zbawienie” (por. Łk 2,30) – oto czego potrzebuję, by spotkać Boga: w Kościele i w swoim życiu.
„Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49). To nie Jezus się zgubił. To Maryja i Józef przez chwilę pobłądzili, nie zrozumieli do końca, czym jest ich rodzicielstwo wobec Syna Bożego. Gdy nie widzę Jezusa, w istocie gubię samego siebie, swoją drogę – od momentu chrztu jestem adoptowanym dzieckiem Boga, zatem i ja powinienem być w tym, co należy do Ojca.
Jezus mówi do Jana: „Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3,15). Pozwolić Bogu działać, nawet wtedy, gdy wydaje się, że to, o co prosi, jest nielogiczne; gdy zaprasza do czegoś, co mnie przerasta, czego nie czuję się godny. Nie stawiać oporu Jego łasce. „Pozwól teraz, bo tak się godzi”. Moja zgoda powoduje, że już nie działam sam, lecz razem z Jezusem.
Maryja mogła powiedzieć do sług po prostu: „Zróbcie, co wam powie”. Jednak powiedziała więcej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5). To postawa pozbawiona zastrzeżeń, otwarta na wszelkie opcje. To Jej postawa, Służebnicy Pańskiej. Czy staję przed Bogiem jako sługa i jestem gotowy zrobić wszystko, cokolwiek Jezus mi wskaże?
„Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15). Pierwsze zdanie nauczania Jezusa streszcza wszystko. Nie wystarczy, że znam treść Ewangelii, przykazania, życiorys Jezusa, że wypełniam obrzędy. Potrzebuję nieustannie zwracać się ku Bogu i odnawiać swoją wiarę. Nie tylko w niedzielę, lecz także każdego dnia wybierać drogę we właściwym kierunku. Karmić się tym, co ożywia moją wiarę, odrzucać to, co ją niszczy.
„Jego słuchajcie!” (Łk 9,35). Kolejny raz Ewangelia zaprasza mnie do słuchania Jezusa. Do usłyszenia Jego nauki i posłuszeństwa Jego wskazaniom. Do mówienia Mu „tak”. Na górze Tabor Jezus odsłonił rąbek swojego Bóstwa, które na co dzień pozostaje ukryte. Moje podobieństwo do Niego także ma w sobie tajemnicę do odsłonięcia. Słuchając Mistrza, odnajdę w sobie obraz Boży.
„Bierzcie i jedzcie”, „bierzcie i pijcie” (por. Mt 26,26-30). Jezus nie mógł już wyraźniej mi pokazać, że to On jest życiem, niż przez to, iż stał się moim pokarmem. Jeśli naprawdę wierzę w Jego rzeczywistą obecność w Najświętszym Sakramencie, pokonam wszelkie przeciwności, by móc Go przyjąć. Nie mam się lękać, patrzeć na moją niegodność, choć uznaję Jego majestat. On sam zaprasza, nakazuje, pragnie, bym Go wziął i spożył – wszedł z Nim w komunię jedności.
W Ogrójcu słyszę trudnefiat Jezusa. „Bądź wola Twoja”. Jezus uczy mnie, że powiedzenie Bogu „tak” nie zawsze jest łatwe. Często wiąże się z wyrzeczeniem, wahaniem, trudem, lękiem, nawet chwilowym zwątpieniem. Nie muszę sobie wyrzucać, jeśli nie zawsze umiem Mu odpowiedzieć od razu. Najważniejsze decyzje podejmowane są właśnie w Ogrójcu.
Od momentu pojmania do samej śmierci Jezus był popychany, bity, wyśmiewany, wyszydzany, opluwany. Został ubiczowany, co samo w sobie mogło zakończyć się śmiercią. Na ten czas Jezus ukrył swoją moc, ogołocił się do końca. Kiedy cierpię w jakikolwiek sposób, mogę zjednoczyć się z Jego cierpieniem, bo wiem, że On też przez nie przeszedł. Jednak chcę być szczery przed Bogiem i wyznać Mu, że ja także biczuję bliźniego – słowem, tonem głosu, spojrzeniem, pogardą, złym czynem.
Jedyną koroną, jaką miał Jezus Chrystus, była ta cierniowa. Świat bowiem nie rozpoznał Jego królestwa nie z tego świata. Na ziemi został wyszydzony jako król, choć jest nim naprawdę. Ile razy ja też mylę się w moim rozeznaniu co do ludzi czy wydarzeń. Ile razy wyśmiewam to, co jest prawdą, w swojej pysze natrząsając się z cudzych poglądów. Jak łatwo osądzam; jak niewiele rozpoznaję.
Ta droga ma ciężar grzechu. Mojego grzechu i grzechu całego świata. Ma ciężar mojego „nie”. Jak często upadam, mówię „nie”. Albo nawet pozornie się nie sprzeciwiam, ale żyję powierzchownie, cieleśnie, nie chcę pamiętać, kim jestem na poziomie ducha. Jezus idzie ze mną, upada obok mnie, aby mnie podnieść, gdy zapominam o swojej godności dziecka Bożego.
„Dokonało się” (J19, 30). Fiat wypowiedziane do końca. Jezus wypełnił misję, z jaką przyszedł na ziemię. Oddał swoje życie, abym ja nie umarł na wieki. Czy jednak żyję tak, że będę mógł w godzinie śmierci powiedzieć: „Wykonało się” – „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23,46)? Abym zdążył, abym choćby zaczął tak żyć, nie mogę odkładać nawrócenia na jutro. Dziś spojrzę na Ukrzyżowanego i odnowię swoje fiat.
Zmartwychwstanie dopełnia zwycięstwo. Bez niego próżna byłaby nasza wiara. To nie śmierć ma ostatnie słowo. Chrystus powstał z martwych jako pierwszy (por. 1 Kor 15,20). Czy naprawdę jednak wierzę w zmartwychwstanie ciał, które dokona się na końcu czasów? Jak daleko sięga moja nadzieja – czy dotyczy tylko tego życia, czy też czeka na życie wieczne?
Jezus przygotowywał uczniów na rozstanie: „Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca” (J16, 28). „Pożyteczne jest dla was moje odejście” (J16,7). Na ziemi spotkał tysiące ludzi i odwiedził liczne miejscowości – teraz jest obecny dla wszystkich w każdych czasach. Nie namacalnie, lecz przez wiarę. Jest dostępny też dla mnie, ale czy ja jestem do Jego dyspozycji, czy realnie w mojej codzienności mam dla Niego czas?
„Przykazał im (…) oczekiwać obietnicy Ojca” (Dz 1,4). Duch Święty działa z mocą, gdy przychodzi do człowieka, wspólnoty, Kościoła, który czeka. Oczekiwanie jest „tak” ubranym w nadzieję i gotowość. „I zaczęli mówić (…), tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2,4). Ja też mam oczekiwać i otwierać się na Jego działanie, by mówić jedynie to, co On mi pozwoli powiedzieć, czynić tylko to, co pozwoli mi zrobić.
„W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. (…) Idę przecież przygotować wam miejsce” (J14,2). Maryja Niepokalana została wzięta do nieba; nawet Ona nie weszła tam własnymi siłami. Zbawienie jest łaską – Ona zaznała jej uprzedzająco, dlatego nie miała w sobie cienia grzechu. Ja otrzymuję tę łaskę od chwili chrztu. W mojej mocy jest jednak przyjąć ją lub odrzucić. „Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli” (Pwt 30,19).
„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9). Niebo nie jest nudną przestrzenią, w której wszystko jest tak słodkie, że aż mdłe. Niebo to obecność Boga. To On sam. Prosta dziewczyna z Nazaretu nie spodziewała się, jak wielkie rzeczy przygotował Jej Bóg. Miłowała Go jednak całym sercem, całą wolą i mocą. Taka miłość uczy mnie życia z Bogiem – to jedyna umiejętność przydatna w wieczności.
Ryciny Tajemnic Różańca Świętego zaczerpnięte z Missale Romanum (Ratyzbona 1923).