ŚW. BERNARD Z CLAIRVAUX
Justyna Jarosińska
Pustelnik z rycerskiego rodu
Wielu mówiło, że był zbyt radykalny. Inni – że uratował Kościół w jednym z najtrudniejszych momentów jego historii. Bernard z Clairvaux nie szukał rozgłosu, ale jego słowa miały siłę zmieniać bieg spraw.
Wyobraź sobie Europę na początku XII wieku. Rycerze szykują się na krucjaty, miasta powiększają się, ale większość ludzi żyje w prostych wioskach i walczy o przetrwanie. Kościół jest potężny, ale i pełen napięć – potrzebuje tych, którzy nie tylko znają zasady, ale też potrafią nimi żyć. Właśnie w takim świecie, ok. 1090 r., w burgundzkim Fontaine-lés-Dijon rodzi się Bernard.
Zamiast rycerskiego turnieju – klasztor
Był szóstym z siedmiorga dzieci w rodzinie rycerskiej. Ojciec – Tescelin – był rycerzem, człowiekiem bardzo wpływowym, matka – Aleth – znana była z głębokiej wiary. To ona od małego uczyła syna modlitwy i wrażliwości. Historia mówi, że Bernard był dzieckiem spokojnym i wyjątkowo bystrym. Nie ciągnęło go do rycerskich turniejów ani do kariery na dworze, o której marzył dla niego ojciec. Wolał książki, naukę, rozmowy o sprawach duchowych. Już jako nastolatek wyróżniał się mądrością i przenikliwością, której nie dało się ignorować. Kiedy miał ok. 20 lat, po śmierci matki, postanowił wstąpić do nowego, surowego zakonu cystersów w Citeaux. Nie był to popularny wybór. Cystersi żyli skromnie, dużo pracowali fizycznie i unikali zbytków. Ale dla Bernarda ta surowość była atrakcyjna, bo on nie szukał kariery ani wygód, tylko życia, które miało sens. Do Citeaux nie poszedł sam. Jego decyzja była tak przekonująca, że w ślad za nim poszli bracia, kuzyni i przyjaciele – w sumie trzydziestu mężczyzn. To wydarzenie nie tylko wzmocniło zakon, ale i pokazało, że Bernard ma dar pociągania ludzi.
Od pustkowia do duchowego centrum
Kiedy Bernard dołączył do cystersów, zakon był młody i mało popularny. Reguła św. Benedykta miała tam wrócić do korzeni: ubóstwo, praca, cisza, modlitwa. Żadnych ozdób, wpływów, kompromisów. Bernard szybko okazał się nie tylko gorliwym zakonnikiem, ale i kimś, kto potrafi tę ideę wcielić w życie z niezwykłą siłą. Dlatego zaledwie 3 lata po wstąpieniu do zakonu został wyznaczony do założenia nowego klasztoru.
Tak właśnie powstało Clairvaux. Nazwa – po polsku: „Jasna Dolina” – brzmiała poetycko, ale sama dolina na początku była dzika i nieprzyjazna. Zarośnięta, wilgotna, trudna do uprawy. Dla wielu byłaby powodem raczej do zwątpienia niż do duchowych uniesień. Ale nie dla Bernarda. Wierzył, że to właśnie w takich warunkach rodzi się prawdziwe życie zakonne. Z braćmi modlił się, orał pole, budował klasztor. Nie jako przełożony, ale jako jeden z nich. Pracował tak ciężko, że podupadł na zdrowiu już w pierwszych latach. Miał problemy z żołądkiem, był wycieńczony. Ale się nie poddawał. Do Clairvaux zaczęli przybywać ludzie. Z początku, by dołączyć do wspólnoty, potem, by za sięgnąć rady. Wreszcie, by usłyszeć jego słowa. Z małego, ubogiego klasztoru Clairvaux szybko stało się jednym z najważniejszych punktów duchowej mapy Europy. Bernard nie planował rozgłosu, ale ten go dogonił. W czasach, gdy wielu zakonników rywalizowało o wpływy, Bernard od nich uciekał i pewnie właśnie dla tego go słuchano.
W ciągu kilku dekad Bernard wysłał swoich uczniów do założenia kilkudziesięciu nowych klasztorów. Nie jako ekspansję, ale jako sieć miejsc w których ludzie szukali prostoty sensu, modlitwy. Clairvaux stało się sercem tej idei. A Bernard, choć żyjący skromnie, stał się jednym z najbardziej wpływowych ludzi epoki.
W jego duchowości nie było miejsca
na spektakularność.
Raczej: cisza, kontemplacja,
praca, wspólnota.
Głos, którego słuchali papieże
Nie chciał władzy. Z czasem stało się jednak jasne, że jego głos ma wagę większą niż niejeden królewski dekret. Papieże, biskupi, królowie – wszyscy zasięgali u niego opinii. A on odpowiadał, pisząc listy, doradzając, a czasem… upominając.
Nie był politykiem, ale politykę rozumiał doskonale. Potrafił odróżnić, co jest zgodne z Ewangelią, a co nią tylko gra. Nie bał się pisać wprost, jeśli uważał, że ktoś, nawet z najwyższej hierarchii, zbacza z drogi. Jego głos był decydujący np. podczas sporu o to, kto ma zostać papieżem. Gdy po śmierci Honoriusza II doszło do podwójnego wyboru – jeden kandydat popierany był przez możnych Rzymu, drugi przez zakonników – Bernard poparł tego drugiego. To właśnie jego poparcie sprawiło, że Innocenty II ostatecznie został uznany za prawowitego papieża. A potem Bernard ruszył w Europę, by przekonać o tym innych. Jeździł do Francji, Anglii, Niemiec, rozmawiał z władcami i biskupami i ich przekonywał. Ale to nie wszystko. Gdy w Kościele zaczynały się pojawiać niepokojące nurty, jak nauki Abelarda czy herezje katarów, Bernard nie milczał. Pisał traktaty, w których bronił nauki Kościoła, ale czynił to nie z pozycji teologa za katedrą. Pisał jasno, z pasją, zrozumiale. Dla wielu był pierwszym autorem, którego czytali nie dlatego, że musieli, ale dlatego, że chcieli zrozumieć. Zresztą jego pisma do dziś zadziwiają swoją klarownością. Nie moralizuje, nie odcina się od świata. Przeciwnie – pokazuje, jak żyć Ewangelią w realnym świecie, gdzie są emocje, zranienia, decyzje, zwykłe życie.
I może właśnie dlatego jego teksty inspirowały ludzi przez wieki. Nawet Dante Alighieri, pisząc Boską komedię, umieścił Bernarda jako ostatniego przewodnika przed wizją Boga.
Dziedzictwo nie przeminęło
Nie był politykiem,
ale politykę
rozumiał doskonale.
Potrafił odróżnić,
co jest zgodne z Ewangelią,
a co nią tylko gra.
Kiedy Bernard zmarł w 1153 r., miał 63 lata, co jak na tamte czasy było wiekiem sędziwym, zwłaszcza dla kogoś, kto całe życie żył skromnie, intensywnie i… raczej nie oszczędzał się duchowo ani fizycznie. Zmarł w klasztorze w Clairvaux, który sam zbudował niemal od podstaw. Ale jego wpływ nie ograniczał się do murów jednego opactwa. Zostawił po sobie coś więcej niż budynki i listy. Zostawił styl myślenia – o Bogu, o człowieku, o Kościele. Pisał o miłości Boga w sposób, który nie był akademicki ani abstrakcyjny. W jego duchowości nie było miejsca na spektakularność. Raczej: cisza, kontemplacja, praca, wspólnota. I to przyciągało. Jego pisma, zwłaszcza te o mistyce i o Matce Bożej, czytane są do dziś, nie tylko w klasztorach. Bernard był także jednym z nielicznych, którzy zdołali połączyć kontemplację z działaniem. Potrafił żyć zanurzony w modlitwie, a jednocześnie prowadzić korespondencję z papieżami, doradzać władcom i bronić Kościoła przed błędami teologicznymi. Nazywano go „ostatnim Ojcem Kościoła” i choć żył wieki po Augustynie, Ambrożm czy Grzegorzu Wielkim, jego myśl rzeczywiście domykała pewien etap duchowej historii Europy.
Najciekawsze jest jednak to, że Bernard do dziś inspiruje, także ludzi bardzo odległych od zakonnej celi. Bo to, co głosił, było nie tylko dla mnichów, ale także dla każdego, kto szuka sensu. Kto zmaga się z własnymi ambicjami. Kto próbuje pogodzić działanie z ciszą. Kto wierzy, że nie wszystko trzeba mówić głośno, żeby miało siłę. Choć nigdy niepotrzebne mu były tytuły, to jednak w 1830 r. ogłoszono go doktorem Kościoła.
ŚW. BERNARD Z CLAIRVAUX
Św. Bernard z Clairvaux, opat, doktor Kościoła
fr. imię od germ. imienia m. Bernard „ten, który ma niedźwiedzią siłę”
Św. Bernard z Clairvaux, opat, doktor Kościoła urodził się w rycerskim rodzie burgundzkim, na zamku Fontaines pod Dijon (Francja), w 1090 roku. Mając 22 lata wstąpił do surowego opactwa cystersów w Citeaux, pociągając za sobą trzydziestu towarzyszy młodości. Trzy lata później założył opactwo w Clairvaux i był tam przełożonym do śmierci. Bernard był nie tylko gorliwym opatem swojej rodziny zakonnej. Myśliciel, teolog, kontemplatyk. Umiał łączyć życie czynne z mistyką. Założył około trzystu fundacji zakonnych, w tym także cysterską fundację w Jędrzejowie. Wywarł wpływ na życie Kościoła swej epoki. Jedna z największych postaci XII wieku. Nazwano go „wyrocznią Europy”. Był obrońcą papieża Innocentego II. Położył kres schizmie Anakleta w Rzymie. Z polecenia Eugeniusza III ogłosił II Krucjatę krzyżową. Napisał regułę templariuszy oraz wyjednał u papieża ich zatwierdzenie. Nadzwyczajny dar wymowy zjednał mu tytuł „doktora miodopłynnego”. Był jednym z największych piewców Matki Bożej. Zostawił wiele tekstów teologicznych, homilii, a także modlitwy ku Jej czci.
Umarł w Clairvaux 20 sierpnia 1153 roku. Kanonizował go Aleksander III w 1174 roku. Patron cystersów, Burgundii, Ligurii, Genui, Gibraltaru, Pelplina; pszczelarzy Opiekun podczas klęsk żywiołowych, sztormów oraz w godzinie śmierci.
W IKONOGRAFII święty przedstawiany jest w stroju cysterskim. Jego atrybutami są m. in.: księga, krzyż opacki, krucyfiks. Matka Boża z Dzieciątkiem, narzędzia Męki Pańskiej, pióro pisarskie, różaniec, trzy infuły u stóp, rój pszczeli, ul.
Bł. Władysław Mączkowski, prezbiter i męczennik
słow. wodzi władać, panować; sław slawa; „ten, który posiadł sławę”
Bł. Władysław Mączkowski urodził się 24 czerwca 1911 roku w Ociążu. Jego ojciec, Szczepan Mączkowski, był kamerdynerem na tutejszym dworze. Władysław ukończył szkołę podstawową w Ociążu, a następnie gimnazjum w Ostrowie Wielkopolskim. Po ukończeniu seminarium w Poznaniu i Gnieźnie w 1937 r. przyjął święcenia z rąk kard. Augusta Hlonda.
Został wikariuszem w parafii pw. św. Wita we wsi Słupy. Zapamiętano go tam jako kapłana obdarzonego wewnętrzną siłą, charyzmatem słowa. Ceniono jego talent kaznodziejski, zwłaszcza podczas kazań pasyjnych. Wielu przychodziło do niego jako cenionego spowiednika, a księża szukali w nim swego kierownika duchowego. Po dwóch latach pracy zaproponowano mu objęcie parafii w Rzadkowie, ale odmówił i został wikariuszem w Szubinie, w parafii pw. św. Marcina. Tam zastał go wybuch II wojny światowej. Już 1 października 1939 r. aresztowano proboszcza parafii, w której pracował ks. Władysław. Wikariusz musiał się więc ukrywać u dwóch miejscowych rodzin, aby móc nadal służyć parafianom. Gdy sytuacja trochę się uspokoiła, nawiązał kontakt z przełożonymi, którzy skierowali go jako administratora parafii pw. św. Mikołaja we wsi Łubowo pod Gnieznem. Towarzyszyła mu matka. I tam wykazał się wielkim zapałem duszpasterskim i wzorowym życiem kapłańskim.
Po uwięzieniu przez Niemców 26 sierpnia 1940 roku początkowo przebywał w przejściowym obozie w Szczeglinie. Po trzech dniach wraz z grupą 525 kapłanów przewieziony został najpierw do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, a w grudniu 1940 r. do obozu koncentracyjnego KL Dachau. Otrzymał tam numer 22760.
Był uważany przez współwięźniów za przykład cichego i ofiarnego zapomnienia o sobie. Wniósł w miejsce obozowego upodlenia i poniżenia człowieka jasność wiary i dobroć. Podnosił na duchu załamanych, kierując ich myśl ku miłosierdziu Boga. W tych warunkach wielokrotnie, ku zdumieniu współwięźniów, okazywała się jego heroiczna miłość bliźniego, gdy – sam umierając z wycieńczenia – niósł pomoc cierpiącym albo dzielił się z nimi swoją głodową porcją chleba. Mówił do więźniów o śmierci jako o radosnym spotkaniu z Chrystusem.
Zmarł 20 sierpnia 1942 roku z głodu i wskutek znęcania się nad nim przez strażników. Jego ciało spalono w obozowym piecu krematoryjnym. Został beatyfikowany w grupie 108 męczenników II wojny światowej przez papieża św. Jana Pawła II podczas Mszy św. sprawowanej w Warszawie 13 czerwca 1999 r. Jest patronem Szubina.
Inni patroni dnia
św. Filiberta op. († 685)
śwśw. Leowigilda mn., Krzysztofa mn., mm. († 852)
św. Lucjusza senatora m. († IV w.)
św. Maksyma z Chinon wyznawcy († V w.)
św. Manetta zk. († 1206)
bł. Marii de Mattiasdz. zk. († 1866)
śwśw. Memenona, Sewera, mm. († III/IV w.)
św. Samuela proroka († ?ok. 1007 przed chr.)